Na Berecie w Cieciorkach

10:51


"Beret" znajduje się jakieś 200 metrów za Cieciorkami. Wysoki na około sześć metrów wyraźnie odznacza się na tle pól pokrytych kocem zbóż. Ubrany w trawę, przystrojony krzakami wtapia się w las w tle. Za to obwódka w postaci dróżki pozwala wytyczyć granice wzgórza.

O "Berecie" dowiedziałem się od Mariusza, mojego redaktora naczelnego, który hobbystycznie zajmuje się tropieniem takich obiektów. "Beret" to w lokalnym nazewnictwie grodzisko mieszczące się kilkaset metrów za wsią. Z tego co wyczytałem w internetowym artykule pochodzi ono z XII-XIII wieku (choć są i wskazania na X-XI). Użytkowany był ponoć niedługo, ale jego wały zachowały się do dziś w dobrym stanie. Ponoć były prowadzone tam wykopaliska, znaleziono nawet łyżki, ceramikę czy coś podobnego. Wiadomo też o drewnianych zabudowaniach i zagrodach. Pewnie również dzięki wykopaliskom udało się zrekonstruować ich układ. Autor artykułu wspomina też o śladach fosy, którą wokół można dostrzec. Nie udało mi się to jednak, chyba że za takową uznać rów, który musieliśmy z Ukochaną przeskakiwać, by dostać się do grodziska.

Pokaż Kierunek: Cieciorki. 22.06.2011 na większej mapie

Mając do dyspozycji cały dzień oraz rowery, wyposażeni w dosyć dokładną mapę okolicy (co prawda z 1997 roku, ale wciąż zadziwiająco zgodną z rzeczywistością) podjęliśmy decyzję o wyjeździe. Dzień zapowiadał się pochmurny, ale szczęśliwie popołudniu czarne obłoki poleciały niepokoić Białystok, ziemię zambrowsko-łomżyńską zostawiając pod władanie promieni słońca. Pogoda idealna na wyprawę. Według Google Maps to około 14 kilometrów w jedną stronę. W obie - biorąc pod uwagę parę zawijasów, które wywinęliśmy - wyjdzie pewnie ze 30 km.


Jeśli jechać drogą od Wygody na Wypychy trasa jest bardzo przyjemna i lekka (sporo zjazdów z górek, które dały się we znaki w drodze powrotnej). Co najwyżej słońce palące w kark albo twarz doskwiera, ale kojące oko połacie pól i lasów skutecznie rekompensują tę niedogodność. W okolicach mostu nad rzeką Gać, może troszkę dalej, widok na północno-wschodni horyzont przypomina mi babcine strony. Nad jego linią wznosi się bowiem wieża kościoła w Puchałach - początkowo zlewa się z drzewami, gubi gdzieś między nimi, ale jeśli już wpatrywać się uważniej, można dostrzec jak bezczelnie bryła dzwonnicy przełamuje w miarę równy horyzont, ostrzem dźgając niebo. Pamiętam, że po wyjściu za zabudowania gospodarcze u mojej babci, w oddali podobnie jak tutaj, była widoczna śnieżnobiała wieża kościoła w Juchnowcu.



Przy skrzyżowaniu w lesie trzeba skręcić w prawo. Stamtąd droga już niedaleka. Wpierw przejeżdżamy przez dwie wsie - Koziki i Konopki. Dzieli je rzeczka. Na wjeździe i na wyjeździe trafiamy na dwa przydrożne krzyże - ten pierwszy oznajmia datę postawienia: 1897.

[Do zapamiętania: przy zjeździe na drogę na Konopki zauważyliśmy w małym zagajniku budynki. Możliwe, że opuszczone domy. Brak odpowiedniego obuwia utrudniał dotarcie tam - trawa była zbyt wysoka - ale kiedyś musimy sprawdzić, co tam się znajduje.]

Nie sposób zgubić drogę - asfalt prowadzi nas wprost do Cieciorek, linia drogi nie jest zaś obrysowana drzewami. Pojedyncze sztuki, jakie można napotkać, to wyzwania dla narwanych kierowców. To typ drzew, w które trafia się, gdy nie ma praktycznie miejsca, w które by można uderzyć rozpędzonym autem (a tych nie brakowało na tej drodze - jest to trasa Zambrów-Gać).


Mapa nie wskazywała jednoznacznie jak dotrzeć do grodziska z głównej drogi. Dwie ulice, które mogły do niego prowadzić urywały się w szczerym polu. Niepatrzenie wybraliśmy tę wiodącą obok kolejnego krzyża (była najbliżej), kierując swoje kroki (obroty kół?) w szczere pole, na piaszczystą dróżkę. Wielka kupa gnoju zmagazynowana przy jednym z gospodarstw powinna być dla nas ostrzeżeniem, że nie tędy droga. Nie posłuchaliśmy i dalej brnęliśmy przed siebie, aż droga sie urwała na łące z przystrzyżoną krótko trawą. Tam już pozostawał tylko spacer i narażanie się na ciosy kłujących kikutów źdźbeł pod stopami.


Gdy po chwili zza ściany zbóż wyłoniło się wzniesienie nie mieliśmy wątpliwości, że jesteśmy na miejscu. Powoli, przez pole (chyba niedawno rozrzucono na nim nawóz) dotarliśmy prawie do celu. Prawie, bo na naszej drodze pojawił się głęboki na prawie półtora (może i więcej) rów wypełniony wodą. Niby nic wielkiego - szerokość jego to pół metra, co najwyżej metr. Mocny sus i jesteś na drugiej stronie. Problem pojawił się dopiero przy rowerach, których przeniesienie stanowiło logistyczne wyzwanie i groziło podtopieniem. "Możemy sobie dopisać do listy pokonanie rzeki" - zauważyła trzeźwo Ukochana, gdy z osprzętem byliśmy już po drugiej stronie.


Wał, który wznosił się przed naszymi oczami, był zdecydowanie większy, niż tego oczekiwałem ("Myślałam, że to będzie większe" - usłyszałem za plecami). Porośnięty trawami, z drzewami nad linią szczytu, wydawał się niedostępny dla nieprzygotowanego wędrowca (tzn. w krótkich spodenkach oraz klapkach). Żadnej ścieżki, wydeptanej dróżki. Dopiero po połowicznym objechaniu grodziska odkryliśmy, że w jednym miejscu "wycięto" w trawie korytarz, a w ziemi wyryto schodki (rozmyte najwyraźniej przez deszcz, bo w klapkach trudno było się po wspiąć, po śliskiej powierzchni).


Nie znaleźliśmy w jego wnętrzu ruin czy, śladów jakiejkolwiek cywilizacji starszej, niż ta XXI-wieczna. Nie żebym się ich spodziewał, ale miło by było, gdyby jakaś skorupa wpadła mi w dłonie. Co ciekawe, znaków tej nowszej kultury też było niewiele - żadnych puszek po piwie, torebek po chrupkach. Względny porządek. Jedynie ładnie ociosane kawałki drzew służące jako siedzenia i resztki ogniska świadczyły, że obiekt jest "użytkowany". Gdyby w pobliżu było jakieś jezioro (najbliższe to zbiorniki hodowlane położone w pobliżu Porytych, jakiś kilometr w linii prostej), wtedy grodzisko doskonale sprawdzałoby się w roli scenerii dla pogańskich zwyczajów.

Zastanawiam się, nie znalazłem bowiem na ten temat jednoznacznych informacji, kto mógł to miejsce zasiedlać. Czy byli to już chrześcijanie, czy jeszcze poganie? Jak daleko od grodziska sięgały zabudowania (ponoć były rozległe)? Będę musiał dopytać. W militarny charakter obiektu jestem gotów uwierzyć - jeśli dodać do niego nabite pale, zabudowania nad wałach, wtedy powstałaby imponująca konstrukcja. No i wyobrażę sobie siebie na tych murach - barbarzyńcę ze Wschodu z jakimś badylem, którym chciałbym rozpruć niebo.


Dopiero na miejscu zorientowaliśmy się, że można było do grodu dotrzeć prościej - bez konieczności przeprawy przez "rzekę". Biegnąca obok dróżka poprowadziła nas prosto do wsi. Jeśli wyprawimy się tam znowu, wiemy już, że wystarczy wjechać w uliczkę przy reklamie jednego z lokalnych zakładów. A potem prosto przed siebie.

You Might Also Like

0 komentarze/y

Flickr Images

Subscribe